wtorek, 19 grudnia 2023

Alone

 Wow! Osiem lat później (zaraz dziewięć, bo już w sumie końcówka tego roku) wracam tutaj!

Chodziło mi to czasami po głowie, ale nie wzięłam się do odzyskania hasła, co niestety nie było łatwe. Pierwszy etap - usunęłam swoje zdjęcia, od tego teraz jest instagram. Drugi etap - było mi wstyd za niektóre poprzednie wpisy. Jednak, dość szybko przypomniałam sobie, czemu niektóre były aż tak (ej, brakuje mi słowa - whaaat? Gdzie ta egoistycznaA?) przepełnione pychą. Ten blog miał być osobnym miejscem w mojej głowie, w którym wmawiałam sobie, że wszystko dookoła jest różowe i cudowne. Jak było naprawdę? Pomyślcie sami - pomiędzy wpisami "jej, jestem zakochana" przeplatałam "chcę zniknąć". 

Oficjalnie - dzień dobry misiaczki! :)))

Dziwnie być prawie 30-letnią kobietą na blogu, na którym pisałam, jako 20latka mająca pstro w głowie. Tak, to było pstro. Teraz, z perspektywy czasu, widzę jak niektóre moje zachowania, działania nie miały najmniejszego sensu. I po co? 

Jestem już dorosła.

Jak to się stało? 

Jak możemy to zatrzymać?

Gdyby dzisiaj moje problemy sprowadzały się do posiadania przy swoim boku idealnego mężczyzny byłabym najszczęśliwsza na świecie. Życie pokopało mnie dalej. Pokopało na własne życzenie? Niekoniecznie. Przynajmniej nie do końca. Mocno się opuściłam z byciem sobą, ze staraniem się, aby być najlepszą wersją siebie. Jak to się stało? Do tego wrócimy. 

Jestem mężatką. Od półtora roku. Ludzie, udało się, znalazłam tego, który ze mną wytrzymuje. Jesteśmy razem prawie pięć lat. Na początku było różowo i kolorowo, potem przyszło życie i wspólnie staramy się dawać sobie z nim radę. Nie jest lekko. Moje zdrowie w dalszym ciągu mi dopieprza. Na sposób, o którym zawsze marzyłam i nie przewidywałam innej opcji, z którą dalej nie mogę się pogodzić. Mąż wynagradza mi to najnowszym iPhonem. (Zabrzmiało jak ja ze starych wpisów) Czymś trzeba wynagrodzić ciągły płacz. Dobrze, że trafiłam na człowieka, który podłapał, co na mnie działa. Oczywiście jest to sytuacja jedna na milion. Nie dostaję drogich prezentów co tydzień. Właściwie na cały nasz związek ten jest pierwszy. Po lecie, które dla obydwojga z nas było najgorszym upalnym okresem w naszym życiu. "Tyle wycierpiałaś w tym roku, nie mogę tego naprawić, ale choć trochę chciałem Ci to zrekompensować. Bardzo Cię kocham." Dlatego za niego wyszłam! Nie, nie, nie dla telefonu. Dla tej chwili, gdy powiedział, że widzi, że cierpię. Mój mąż (wow, nadal nie mogę uwierzyć, jak zajebiście to brzmi - mam dreszcze za każdym razem, gdy wymawiam te słowa) jest dość zamknięty w sobie. Rzadko kiedy mówi o swoich uczuciach, co mnie niemiłosiernie wku*wia - jak widać we wcześniejszych wpisach głównie słowami można mnie poderwać. I na początku to uskuteczniał, a potem jakoś tak przyszło szare życie, był magiczny ślub i wesele i jesteśmy teraz tutaj. Nie jest łatwo, nie jest lekko. Ale wspólnie damy sobie z tym radę, prawda? 

Ruch totalnie zaniedbałam, aż wstyd przyznać ile kilogramów mam na plusie. (To pewnie jeszcze te z lockdownu). Za często w moim życiu występuje alkohol. To jest moje mocne postanowienie na nowy rok (na poprzedni też takie było, jednak miałam inne motywacje). Osiadłam na laurach, jestem zbyt leniwa na zmiany. Mam pracę, której nie cierpię, która nie daje mi żadnej satysfakcji, do której nie chcę wstawać. Mam dość. Na końcówce roku. Wypalam się. Pewnie dlatego znów tu jestem. 

Przypominam sobie młodszą siebie, która pisała te wszystkie wpisy. Były dla niej ujściem w gorszych chwilach. Która myślała, jak będzie wyglądać jej życie za x lat. Nie jest ono spełnieniem moich marzeń. Czasami myślę, że brakuje mi do niego tylko jednej rzeczy. Minusem jest to, że jestem zbyt wielką filmomaniaczką - na filmach wszystko wygląda tak idealnie. A potem człowiek wraca do swojego życia i myśli, jakie jest słabe. A to gówno prawda, nasze życie jest świetne! Jest prawdziwe, nieprzewidywalne, zaskakujące, pełne dobrych i złych chwil. Jest godzina 1:00. Zupełnie nie planowałam wpisu tutaj, ba! Przypomniałam sobie ponownie o tym miejscu 2h temu. O 6:30 wstaję do gównianej pracy, bo trzeba rano umyć głowę. (Włosy straaaasznie mi wypadają, są cienkie, a kiedyś były tak grube i narzekałam - czy to starość, czy kolejne objawy?)

Miło jest wrócić do miejsca, które sprawia mi uśmiech. 

A! W moich licznych posiadłościach - dorobiliśmy się domku nad jeziorem. Chętnie tam uciekamy w weekend. Cisza, spokój, idealne miejsce aby wyłączyć się od tego świata. Psy uwielbiają biegać. PsY - mamy dwa. :) Daszka ma się dobrze, ma 10 lat, załatwiłam jej siostrę. Trzy letni wulkan energii - kolejna znajda, bo ratuję zwierzakom życie, staram się zapewnić im najlepsze. Specjalnie dla moich psów jeżdżę w weekend nad jezioro, aby mogły pobiegać lub daję podrzutki rodzicom. Tak, dalej w świetnych relacjach. Choć teraz patrzę na nie nieco inaczej. Podjeżdża auto, dziewczyny (psy) wsiadają i nawet się za nami nie obejrzą. Psy rozpieszczone jak ich właścicielka. 

Brakowało mi tego - przelania myśli na papier. Czasami gadam z przyjaciółką 3h, a to nie to samo. Przyjaciółka się zmieniła! Na poprzedniej dość mocno się zawiodłam. Życie zweryfikowało. Mocno to przeżyłam. Teraz mało ludzi do siebie dopuszczam. Jeszcze dwa lata temu blisko byłam tylko z moim mężem. Potem jakoś zrobiła się wokół nas paczka znajomych, a ja znalazłam swoją przyjaciółkę. Jest dobrze. 

Czas spać. Czas wracać do DOMU. Czas być znowu sobą. 

Całuję, EgoistycznaA.